No miało być po sezonie wolniejsze tempo na tej naszej wsi. Tylko, jakoś tak się dzieje, że nie u nas. A to to, a to tamto i ciągle gonitwa. Jedyne co jest piękne w tej “nie miejskiej” gonitwie to, że u siebie i że wokół taki krajobraz cudny :). Na pewnym blogu takich jak my wieśniaków z wyboru wyczytałam, że mieszkając na wsi nie trzeba czekać na weekend czy urlop, bo w zasadzie wokół siebie ma się taki klimat sielskiej urlopowości. No jasne, że trzeba pracować, nie ma leniuchowania na codzień. Mimo to, jest przyjemniej, zapewniam Was.
Ja tu gadu, gadu, a tu mija pierwsza dekada grudnia. Do świąt dwa tygodnie i fajnie. Uwielbiam ten czas czekania na święta, bo potem to juz tylko coraz bliżej do wiosny. I co z tego, że przez śniegi, mróz, marznące nogi i ręce ale jednak bliżej. Nie mówiąc już o tym, że i słoneczka coraz więcej.
W naszym zwierzyńcu póki co żadnych zmian. Jest nadzieja, że kozy są zakocone, ale to jeszcze wymaga dłuższych obserwacji. I nie będę opisywała na czym te obserwacje polegają bo i tak Mój się naśmiewa regularnie z tego mojego przejmowania się tym tematem.
Kury się spisują na medal, mamy codziennie 20-28 jaj :). Już odsprzedaje bo nie wyrabiamy z taką ilością sami:).
Konie przyodziały puszyste futra zimowe i wyglądają jak to mówi Mój jak miśki. Kozy zresztą też podobnie.
I czas brać się poważnie za świąteczne strojenie chałupki, kończenie i szykowanie prezentów dla dzieciaków i tych małych i tych dużych. I to jest przyjemne zajęcie, w ciepłym domku przy kominku.
No to do dzieła Kobieto…