Wesele w Stodole to Magiczne Chwile

Marzysz o wyjątkowym weselu w stodole, w stylu rustykalnym albo boho-chic? Ten artykuł jest dla Ciebie! Odkryj więc niezwykłe pomysły na dekoracje, aranżacje przestrzeni i niezapomniane chwile podczas ślubu w otoczeniu natury. Zanurz się w atmosferze, gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnym stylem, tworząc niepowtarzalne wspomnienia. Przygotuj się na inspirującą podróż po świecie weselnych trendów, gdzie każdy detal tworzy harmonię między prostotą a wyrafinowaniem. Wesele w stodole może być nie tylko wyjątkowe.

Z tego powodu wesele w stodole odpowiada na Wasze potrzeby. I to właśnie styl rustykalny lub boho przeniesie Was w magiczny świat miłości i autentyczności.

Tajemnicze Piękno: Wesele Boho w Urokliwej Stodole

W dzisiejszych czasach wiele par pragnie, aby ich ślub był nie tylko ceremonią, ale także wyjątkowym przeżyciem, które odzwierciedla ich indywidualność i styl życia. Jednym z najbardziej intrygujących i trwałych trendów ślubnych ostatnich lat jest organizowanie wesela w stodole, łączącego w sobie urok rustykalnej atmosfery z boho-chic elegancją.

Magia Stodoły

Stodoły, kiedyś używane wyłącznie do przechowywania plonów, stały się nietuzinkowym miejscem na celebrowanie miłości. Z ich drewnianymi belkami, sufitami zdobionymi żyrandolami oraz przestronnymi wnękami, stodoły oferują unikalne tło dla ceremonii i przyjęcia weselnego. To miejsce, gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnym stylem, tworząc magiczną przestrzeń do złożenia ślubnej przysięgi.

Boho-Chic – chcecie wiedzieć więcej…

Styl boho, styl rustykalny to nie tylko moda, ale także prawdziwy sposób życia. Na #weselu boho w stodole dominują lekkość, swoboda i naturalność. Pary decydujące się na ten styl często wybierają delikatne suknie ślubne, kwiatowe girlandy we włosach oraz minimalistyczną biżuterię. Stoły nakryte są eklektycznymi serwetkami, a kwiatowe dekoracje przeplatają się z delikatnym nastrojowym światłem.

Rustykalna Harmonia

Kluczowym elementem wesela w stodole jest rustykalna harmonia, której nie sposób pomylić z żadnym innym stylem. Drewniane elementy, surowość murów i zapach drewna stodoły oraz naturalne oświetlenie sprawiają, że całość emanuje ciepłem i przytulnością. Pary decydujące się na to wyjątkowe otoczenie często korzystają z drewnianych stołów, na których umieszczają bukiety polnych lub naturalistycznych kwiatów, co podkreśla esencję natury. Jeśli rustykalna stodoła zlokalizowana jest w równie uroczym naturalnym otoczeniu to wybór doskonały. Gwarantuje udane sesje fotograficzne ponieważ są realizowane w plenerze. https://osadadebowo.pl/galeria/

Niezapomniane Chwile

Wesele w stodole to nie tylko estetyczne doznania, ale także niezapomniane chwile. Ceremonia pod gołym niebem, taniec pod gwiazdami, a może ognisko w otoczeniu przyjaciół i rodziny? To tylko niektóre z opcji, które sprawią, że Wasze wesele będzie niepowtarzalne i pełne magicznych wspomnień.

Wesele boho lub rystykalne w stodole to prawdziwe doświadczenie dla par pragnących czegoś więcej niż standardowa ceremonia i wesele. To połączenie siły natury z wyrafinowanym stylem, które tworzy niepowtarzalną atmosferę. Jeśli marzycie o ślubie, który odzwierciedli Waszą osobowość i przeniesie Was w świat tajemniczego piękna, wesele w stodole może być idealną opcją dla Was. https://osadadebowo.pl/wesela-i-przyjecia/

O ślubach plenerowych przeczytacie w następnym wpisie.

#wesele w stodole #styl rustykalny #bohochic #styl boho #stodola na wesele #slub plenerowy #sesje plenerowe #stodola rustykalna #rustykalna harmonia #osada dębowo
 

Wesele w stodole

Zanim odlecą bociany…

Zbliżająca się połowa sierpnia zapowiada u nas zbierające się do odlotów bociany. To przypomina, że jeszcze trochę a lato również się skończy. I chociaż ostatnimi latami ta ciepła pora roku trwa nawet do połowy października, w sensie taka znośna pogoda jak na Polskę, to jednak bociany żegnające nas przypominają, że coś się kończy. Jak co roku, co prawda, ale jednak. W tym roku urodziły się w naszym bocianim gnieździe trzy młode i mogliśmy trochę obserwować jak ta rodzina się zachowuje i jak te ptaki szybko dojrzewają, dorastają i nabywają umiejętności, które sprawią, że już niebawem przemierzą wiele kilometrów.

W tym roku pogoda była iście w kratkę, zaskakująco zmienna. W czerwcu upały, dość nieznośne, lipiec przyniósł ulgę, początek sierpnia ochłodzenie. Teraz zapowiadane są znów upalne dni. Mam wrażenie, że żadna prognoza pogody nie jest wystarczająca nawet na tydzień naprzód. Jednego dnia wiosenne ciepełko a już następnego upał. Deszcz i burze nawiedzają niespodziewanie, nie trzymając się za bardzo wszelkich prognoz.

Susza na początku sezonu zwiastowała raczej nieciekawy rok zbiorów i tak tez się stało. Ogródek warzywny niestety nie udał się jak w zamierzeniach. Na szczęście, choć to tylko dla oka pocieszenie drzewa, krzewy i kwiaty wytrwały, rozkwitają, cieszą nas wieloma odcieniami nie tylko zieleni :). Sami możecie to zobaczyć 🙂

Dla nas Osadowych Osadników i reszty załogi czas od wiosny do późnej jesieni to czas wytężonej pracy, wielu emocji, czasem łez ale większości uśmiechów. Już mamy w głowach kolejne pomysły i wiele nowych pytań typu co, jak, kiedy. To czas na po jesiennym urlopie, bo głowy i ciała muszą trochę się zresetować i nabrać nowych mocy.

Tu to nie miejsce i forma na wchodzenie w jakieś szczegóły. Jeśli szukacie informacji o naszych działaniach obecnych i planowanych to sprawdźcie social media. 

Tymczasem cieszcie oczy, ciała i umysły zapachem, wiatrem, barwami kończącego się niechybnie lata…

 🙂

Okiem Szefowej :)

Weszłam sobie dziś rano do Stodoły, żeby zobaczyć co te moje Anioły stworzyły na dzisiejszą imprezę. Myślałam sobie, bardzo kreatywne zdolne i pomysłowe – coś może nowego wymyśliły.

No i wymyśliły!!! Tylko czemu doprowadzają mnie do takich emocji????

Sami zobaczcie zdjęcia

To jest niesamowita chwila, gdy po raz kolejny zalewa mnie wzruszenie, że mamy taki zdolny zespół, pełen zaangażowania, że rzucam hasło, z grubsza omawiamy założenia a Anioły Osadowe to realizują 🙂

Gosia, Laura, Karolina – przestrzeń dzięki Wam jest ciepła, romantyczna, tak jak wymarzyłam sobie.

Marlena, Kasia – wiem, że dopilnujecie, żeby było smacznie i pięknie na stołach.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję…

ach… te wiejskie ogrody…

Kiedyś mieszkając w mieście doceniałam zadbaną, poukładaną, zaplanowaną zieleń miejską. Cieszył każdy zielony klomb, skwer, kwiaty. Wszystko zaplanowane przez człowieka, żeby zmiękczyć przestrzeń miasta.

Jeżdżąc w różne miejsca, między innymi na wieś, widziałam wokół domów różne pomysły gospodarzy na zielone otoczenie. Jedni planowali, układali z wielką pieczołowitością każdy kwiatek, rabatkę, otoczkę. Inni mieli podejście bardziej praktyczne – im mniej tym mniej pracy przy tym. A na wsi i tak rolnik ma po kapelusz pracy i akurat w tym sezonie co i roślinność chce pracować :).

I przyszedł czas, gdy ja musiałam się nauczyć u siebie na wsi ogrodu. Pokornie podejść do tego co zechce rosnąć, albo nieoczekiwanie wyrośnie akurat w miejscu, w którym się nie spodziewaliśmy. Pierwsze lata spędziłam i nawet z sukcesem na zasadzeniu kilkudziesięciu krzaków róży w miejscu najbardziej wyeksponowanym w Osadzie. Gdy kwitły, dominowały przecudnie to miejsce. Dosadzałam lawendę, jeden krzak peonii, łubin. Niezapominajki same się do nas wprowadziły. Potem zakochałam się w hortensjach, jaśminowcach, pokrzywnicy. Patrzę gdzie, która roślinka akceptuje miejsce. Czasami te moje eksperymenty oznaczają straty, ale ku mojej radości bardzo rzadko. Tej wiosny zamieszkały nowe krzaczki, które jak urosną to będą cudnie zdobiły kolejne zakamarki naszego miejsca. Posadziliśmy tez pod płotami dereń, żeby wzbogacić widoki. Oczywiście nie można się było spodziewać, że wszystko przetrwa. Konie albo owce – nie złapane na gorącym uczynku, skutecznie obgryzły to co im nie pasowało do płotu :).

W tym wszystkim od połowy kwietnia przy ciepłej pogodzie, a już z pewnością od maja zaczyna się sezon na koszenie trawy, żeby wyglądała pięknie i zachęcała naszych gości do korzystania z niej. Tam, gdzie można wygodnie wjechać traktorkiem sprawa jest dość prosta. Wystarczy raz w tygodniu skosić, co zajmuje kilka godzin. Jednak mamy wiele takich miejsc, zakamarków, gdzie traktorek nie wjedzie. Tam gdzie można idzie wykaszarka, albo ręce człowieka :). Choć na wykaszarce albo ręcznie to można by codziennie gdyby chcieć co do centymetra lub do gołej ziemi. Po pierwszych dwóch latach prób pielenia klasycznego miejskiego, czyli do czarnej ziemi poddałam się. Nie, to złe słowo. Raczej poszłam na kompromis. Zdecydowanie piękniej dla mnie prezentują się miejsca z nasadzeniami kwiatów i krzaków, w których gdzieś pomiędzy dzwoneczkami podagrycznik sobie rośnie. Oczywiście podagrycznik trzeba trzymać w ryzach bo inaczej stłumiłby większość sąsiadów. Jednak przy takim usuwaniu co większych okazów, ale nie wszystkich, dodaje naturalności temu mojemu wiejskiemu ogrodowi. I jeśli nie bardzo “przeżywamy” fakt posiadania chwastów, to nie tylko kolana i plecy mniej bolą ale pozwalamy naturze się zaskoczyć. W tym roku peonia moja tak cudnie się rozprzestrzeniła, że już mam 5 krzaczków (a kto wie czy miałaby odwagę, gdyby czuła przez skórę ziemi, że non stop ktoś coś wyszarpuje z tej ziemi). Lawenda nas polubiła, więc cieszy nie tylko oczy ale i nosy nasze. Brzozy i klony nam się wysiały – ale przecież ich nie wytniemy tylko poprzesadzamy.

Na trawniku w sadzie wiatr rozsiał stokrotki. I mój Artur zdecydował, że będzie je omijał traktorkiem. I bardzo dobrze, bo pięknie wyglądają – jak białe wyspy na zielonym oceanie. 

Tam gdzie jest najtrudniej, wysypujemy otoczenie krzaczków zrębkami, żeby ułatwić sobie życie i zamiast wiecznie pielić to cieszyć się słońcem, widokami i wąchać te wszystkie zapachy wokół z lampką wina…

Zresztą jak chcecie to sami się przekonajcie 🙂

PS. zapomniałam o malwach!!!! Im więcej tym lepiej.

A bączki latają i zapylają…

Nie sądzicie, że maj to najpiękniejszy miesiąc w roku? Życie się budzi w całej okazałości. Sad zakwitł, drzewa wybuchły odcieniami zieleni, chwastów i trawy nie uda się tak łatwo utrzymać w ryzach.

Wszystkie nowe krzaczki, kwiaty zaakceptowały swoje miejsca i każdego dnia cieszą oczy.

Owady latają z rośliny na roślinę, z kwiatka na kwiatek. Czasem tak huczy tym bzyczeniem w sadzie, że aż się to wydaje niemożliwe. Komarów może jeszcze tak bardzo nie widać i słychać ale nie miejcie złudzeń i te się obudzą jak to na wsi.

Widać już czasem w trawie na łące małego zajączka czy gdzieś dalej żurawia. Bociany pilnują całą dobę swojego gniazda koło stodoły, czyli z tego wniosek, że bociania rodzina się powiększy. Każdego roku bociani rodzice czyli Ludwik i Ludwika uczą swoje młode i podchodzą również do naszego domu :). Spacerują, podlatują, obserwują, zaprzyjaźniają się na swoich zasadach.

O każdej porze dnia inny zestaw odgłosów mamy.

Rano razem ze wschodzącym słonkiem głównie dzikie ptaki bytujące w otaczającej nas roślinności, nasze kury i koguty. Potem włączają się żaby i ropuchy. Od czasu do czasu słychać nasze gęsi i kaczki. Jak Pana Artura zobaczą konie albo krowy albo owce to nawołują cos w stylu pobliż, wyjrzyj, dajże :).
Potem owady. Potem to już wszystko jednocześnie…

Tak, położyć się na leżaku czy kocu, zamknąć oczy i słuchać. Słońce coraz mocniej grzeje, wiaterek powiewa mocniej lub lżej… Oddychaj spokojnie, poczuj to wszystko tymi zmysłami, którymi chcesz… Odpoczywaj… Jak chcesz to przytul się do dębu albo brzozy w zależności od tego jakiego zasilenia Ci dziś potrzeba.

Jest tu u nas cicho, ale inny ta cisza ma wymiar. Inny wymiar ma lenistwo, nic nie robienie…wypoczywanie.

Długo by pisać, a trzeba za jakąś robotę się wziąć 🙂

Zadzwoń