Kozy nasze – zaledwie pięć sztuk, w tym cztery rasy w sierpniu przeszły mały trening dojenia. Dwie alpejskie, jedna saaneńska, jedna toggenburska i jedna niezidentyfikowana do końca :). Oczywiście, ja kompletnie bez doświadczenia, ale chyba pamięcią sięgnęłam do wakacji spędzanych u mojej Babci Waci, z którą chodziłam doić krowy. I jakoś poszło. Poszło z przyzwyczajeniem kóz do dojenia, a to już bardzo wiele. Muszę przyznać, że pierwsze kilka dni to był ogromny wysiłek fizyczny zarówno z mojej strony jak i ich. Przekonanie tych zwierzaków, że nic się złego nie dzieje, że może nawet lżej będzie łazić bez ciężkich wymion zajęło trochę czasu.

Jednak niestety, okazało się, że nie uda mi się ich rozdoić, czyli zwiększyć ilości mleka, ponieważ natura rządzi się swoim rytmem i ani rusz tej produkcji rozkręcić bez klasycznej laktacji po wykocie małych kózek. Jako że jesień zbliża się, a to pora zachodzenia w ciążę kóz, nie czekając za długo, Mąż zakupił koziołka, o oryginalnej grzywce zalotnie opadającej na czoło. Z racji tegoż wyglądu oraz zadania jakie ma przed sobą otrzymał imię Wacław, czyli zdrobniale Wacuś, na które już zaczyna reagować.

W tak zwanym międzyczasie powstał w części koziarni kurnik i zagościły w nim kury wraz z pięknym kogutem. Mamy nadzieję już niedługo pozyskiwać własne jaja, a nasi Goście rzecz jasna również będą smakować jajecznicy w prawdziwych jaj :).

W sierpniu przyszły już mokrzejsze noce, kilka razy spadł deszcz i wysypał się grzyb w okolicznych lasach. Kilka wycieczek do lasu zaowocowało dwoma słojami suszonych, kilkunastoma słoikami marynowanych. A na samym początku września udało się zakupić żurawinę – jako że w tym roku tu na Warmii wszystko wcześniej dojrzewa. I z tej żurawiny przybyło w słoikach konfitury żurawinowej, dżemu żurawinowego oraz  naleweczki, która się spokojnie maceruje. Zresztą w tym roku smak gruszek, aronii, a może i śliwek skróci nam oczekiwanie zimą na wiosnę:).

Tych słoików rozmnożyło się tyle, że jak ktoś ma potrzebę, to chętnie odstąpię. Przynajmniej wiadomo, że to domowe, a nie jakieś sklepowe, jak mawiała moja Babcia:). Jak się uda to zamieszczę zdjęcia smaków w słoikach na wyostrzenie niektórych zmysłów:).

 

 

Zadzwoń