42 jajka czyli jak się zaczęłam spełniać w nowej roli :)

Mąż wyjechał na weekend ale gospodarstwo działa przecież. I cóż? 42 jajka ze zbioru piątkowego i poczułam się bardzo zadowolona. No nawet uśmiechnęłam się do tego wiaderka z jajami:).

Nie, nie, ja nie oszalałam ja po prostu znajduję frajdę w tym co zaczęłam robić i czym się zajmować nie tak dawno temu. A moja Babcia Wacława to byłaby ze mnie dumna jakby widziała, jak skubię koguta i szykuję dla moich miłych weekendowych Gości. Goście spędzili u na kilka dni listopadowych, brrrrr i wyjechali :(. Posmakowały im moje sery i nawet chwalili moje gotowanie :). Zanabyli u mnie parę smaczków eko żywności. I oczywiście dostali parę gratisów do konsumpcji, bo od nas mało kto wyjeżdża z niczym.

Na kuchni czeka mleko kozie – będzie jakiś ser z tego, tylko zastanawiam się jaki zrobić :). Jak się tak dłużej pozastanawiam to już tylko twaróg powstanie. Miło się tak siedzi przy kawuni, palącym się kominku i się rozmyśla… wyjątkowo w ciszy. To może niech ten twaróg jednak….

 

 

Sezon na kwiat czarnego bzu i truskawki

Kwiecień i maj to było szaleństwo związane z kończeniem remontu pokoi. Gonitwa, nerwy, walka z czasem i zdążyliśmy. Niewyobrażalne zaangażowanie wielu osób, w tym moich Teściów. Ekipa Adama, która dała z siebie wszystko. I udało się – mamy nowe, pachnące drewnem pokoje, każdy z łazienką, salę kominkową, siodlarnię. I chcielibyśmy w tym budynku przyjmować gości cały rok, bo jest on do tego przygotowany.

W czerwcu trzy duże grupy gości już nocowały. Ocenili bardzo dobrze nasz wysiłek, więc mamy nadzieję, że pomysł się sprawdzi na przyszłość.

Tymczasem już koniec czerwca…. Truskawki się kończą, a ja dopiero teraz mam czas pomyśleć o dżemach. Trzeba lecieć w poniedziałek na targ lub giełdę i kupować.

A moje krzewy bzowe kwitną pięknie, pachną i czas najwyższy aby wyciągnąć z nich co najsmaczniejsze do nalewki “zebzu”, jak ją określiła moja koleżanka :). Dziś sobota, więc idę po kwiecie. Trzeba narobić zapasów, które maja starczyć aż do przyszłorocznych zbiorów.

I żebym nie zapomniała wspomnieć, że moje stadko kóz powiększyło się o maluchy w ilości 6 kózek, więc jest więcej pracy ale i nadziei na więcej mleka za rok :).

Żurawie i ricotta

W marcu wróciły żurawie okrzykując koniec zimy, która nie była jakaś dokuczliwa  w tym roku. Jednak jesień i zima były mało słoneczne i dość ponure. I każdego dnia od teraz wypatruje się słoneczka, pierwszych znaków wiosny.

A my jak weszliśmy w remont to dzięki tej łagodnej zimie mogliśmy prace kontynuować, choć nie obeszło się bez przykrych niespodzianek to jednak jest nadzieja, że skończymy do końca maja. Już spać nie mogę rozmyślając o tym jak wykończyć, jak pomalować, jak “uczłowieczyć” te wnętrza. Jednak jest to przyjemne a ja czuję się w swoim żywiole. Tym trudniejsze to zadanie, że “klient” ma budżet ograniczony, a trzeba wyczarować wnętrza pełne powietrza, sielskich klimatów i spełniające wymagania gości.

W tak zwanym międzyczasie, gdzieś w okolicach stycznia, mój ukochany namówił mnie, żebym nie czekając na mleko od naszych kóz zabrała się do nauki robienia serów z dostępnego tu na wsi od naszych sąsiadów mleka krowiego.

I tak też wyjątkowo posłuchawszy bez zastrzeżeń mojego ukochanego, zabrałam się do nauki i pierwszych prób. I co ja mogę powiedzieć? Wciągnęło mnie, zwyczajnie mnie wciągnęło. Robię sery podpuszczkowe, solone i naturalne, z dodatkami i bez. Z pozostałej serwatki robię ricottę, którą moja rodzina się zajada. Już nawet znajomi upominają się o sery :). Co mnie cieszy, buduje moja motywację i ciekawość poszukiwania innych receptur. Z tymi ostatnimi najtrudniej. Nie ma co się poddawać. Kto szuka ten i znajdzie 🙂

Ludowe mądrości na styczeń :)

02 stycznia – Gdy Makary pogodny cały styczeń chłodny.

06 stycznia – Na Trzech Króli słońce świeci, wiosna do nas pędem leci.

11 stycznia – Święta Honorata figle płata.

21 stycznia – Jak Święta Agnieszka wypuści śnieg z mieszka, to go nie powstrzyma ani do Franciszka (24 stycznia)

28 stycznia – Urodzaje da rola gdy deszcz leje w Karola

30 stycznia – Święty Marcin lody gładzi, gdy ich nie ma to je sadzi.

 

Czyż nie fajnie jest poobserwować zgodność tych przysłów z rzeczywistością? 🙂

Miłego dnia!

 

i nastała mroźna biel :)

Od kilku dni dosłownie mamy tu u siebie bajkowy zimowy krajobraz. I to nie za sprawą śniegu, bo spadło go niewiele. Mocno mroźno się zrobiło i wszystko wokół pobielało. Drzewa, krzaki, łąki pomalowane na biało, skrzą się w tym mroźnym słońcu. Nie ma go jeszcze wiele, ale jak się już pokaże takie grudniowe słoneczko to aż się serce raduje.

Święta minęły sobie jakoś tak spokojnie. Koniec roku już pojutrze, styczeń, luty i wiosna:) I na to czekamy.

Tymczasem dwa razy dziennie trzeba kuć przeręble aby poić konie. Te pożerają masę siana i przybrały takie grubsze zimowe puszyste futerka. Mąż nazywa je miśkami. One też czekają łąk wiosennych i hasania bez ograniczeń. Już niedługo…

 

Zadzwoń